|
ANNA JANTAR Forum strony www.annajantar.info.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stokroteczka12
Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 778
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelenia Góra
|
Wysłany: Czw 17:55, 04 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Mam prośbę:)Czy możesz to tutaj zamieścić??Będę wdzięczna
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Łukasz Ciepliński
Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:34, 05 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Hej!!!!!
Chciałbym, ale niestety nie mam skanera, myślę że za jakiś czas artykuł będzie dostępny na stronie internetowej magazynu "Detektyw", jeśli ktoś czytał książkę "Imperium plotki" to sądzę że autor artykułu właśnie stamtąd czerpał swoje informacje na ten temat
pozdrawiam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w4riusia
Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Strzyżów :) / Paryz :( Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:47, 05 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
szkoda.... Wiem ze to Ci duzo czasu moze zajac ale czy nie moglbys napisac tego artykulu ( to znaczy to co pisza o Ani)???
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Łukasz Ciepliński
Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 13:50, 06 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Hej!!
Chętnie służę pomocą, mogę przepisać jakiś inny artykuł, ale raczej nie ten, jak już wspomniałem te plotki są naprawdę dramatyczne i miejscami bardzo niesmaczne, nie wiem czy każdy życzy sobie to czytać, nie chciałbym nikogo urazić, nie bez powodu jest to gazeta tylko dla dorosłych, jeśli ktoś jest zainteresowany to może sam kupić Detektywa, kosztuje tylko 2.60 zł, mam nadzieje że mnie rozumiesz
pozdrawiam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Madeleine
Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Sob 15:13, 06 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Artykuł, a przynajmniej czesć dotycząca AJ jest zwyczajnie idiotyczna i do tego niesmaczna, tak jak napisał Łukasz. Ale jeżeli ktoś chce poczytać, a szkoda mu pieniędzy na bzdurnego Detektywa to niech się do mnie odezwie, wyślę treść na maila.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam
Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:05, 06 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Przeczytałem ten artykuł i szczerze mówiąc to co tam napisano wcale mnie nie zdziwiło. Być może treść artykułu jest idiotyczna lub niesmaczna, ale prawda jest taka, że takie właśnie plotki krążyły po Polsce przez kilka lat po śmierci Anny Jantar. Gdy Ania zginęła miałem 8 lat i pamiętam dzień katastrofy jak i te nieszczęsne plotki, które krążyły na jej temat. Jeśli dobrze kojarzę to chyba w jednej z poważniejszych ówczesnych polskich gazet pojawił się nawet artykuł mówiący o tym, że Anna została porwana. Dziś te przypuszczenia brzmią conajmniej śmiesznie, ale wtedy... Pamiętajcie,że wówczas był bardzo ograniczony dostęp do informacji i ludzie bardziej wierzyli w to o czym mówi się na ulicy, aniżeli w to co podawała telewizja. Poza tym Anna Jantar była niezwykle popularną i ogólnie kochaną osobą. Ludzie chcieli wierzyć w to,że jednak żyje. Przyznaję, że ja sam długo nie wierzyłem w jej śmierć. Każda nawet nagłupsza plotka była dla mnie lepsza od okrutnej prawdy. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej, każdy przyzwyczaił się do tego, że Ani nie ma wśród nas, ale z początku nie było łatwo pogodzić się z przedwczesną śmiercią tak młodej, pięknej i utalentowanej osoby. Pozdrawiam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w4riusia
Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Strzyżów :) / Paryz :( Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:23, 06 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Lukaszu rozumiem Cie. Ja na Twoim miejscu tez bym nie zamiescila tego artykulu (mimo ze Go nie czytalam to juz tytul nie jest zbyt... fajny).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stokroteczka12
Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 778
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelenia Góra
|
Wysłany: Sob 20:32, 06 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
To jest totalna sciema to co oni tam napisali!!
Totalny brak szacunku!!A mi slow zabraklo
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Przemek2500
MODERATOR
Dołączył: 28 Lut 2006
Posty: 2490
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:43, 09 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Usunąłem post z tym krzywdzącym artykułem, bo wydaje mi się, że przynajmniej na forum Anny Jantar nie powinno być takich niesprawdzonych i iście "kosmicznych rewelacji". Jeśli komuś jednak zależy na jego przeczytaniu, to proszę tę sprawę załatwiać prywatnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stokroteczka12
Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 778
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelenia Góra
|
Wysłany: Wto 18:09, 09 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Ehhhhh długo on tu nie pobył Ale ja się nie dziwię,że został usunięty i nawet się tego spodziewałam.Ale zawsze spróbować można:)
Ostatnio zmieniony przez stokroteczka12 dnia Wto 18:17, 09 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mania
Dołączył: 20 Mar 2008
Posty: 390
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Goświnowice/Nysa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:24, 10 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
podobnie jak Wy czytałam ten "plotkarski artykuł".dla mnie to nie tylko brak szacunku dla Anny i Jej bliskich ale także szkalowanie pamięci o Niej.poprostu żal.ręce opadają
Ostatnio zmieniony przez mania dnia Śro 12:24, 10 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Justyna87
Dołączył: 10 Cze 2008
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pokoju :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:24, 17 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Mam wspaniałą nowinę dla wszystkich kolekcjonerów.
Do tygodnika "Tina" będzie dołączona płyta z przebojami Anny Jantar, widziałam w internecie okładkę tej płyty muszę przyznać, że bardzo ładne zdjęcie jej dodali, takie zupełnie inne. 10 piosenek ukaże się na płycie. Oprócz Seweryna Krajewskiego, będzie wspomniana Ania, 2+1, Piotr Szczepanik oraz Czerwone gitary. Czasopismo z Płytką ma kosztować 9.99zł. Tylko nie wiem, kiedy się ukaże w kioskach. :/ Ale jedno jest pewne, trzeba będzie bardzo wcześnie wstawać
A już znlazłam w kiosku ma być dostępna od 1 - 7 października
Więcej pod linkami:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
"Na płycie 10 najpiękniejszych piosenek Anny Jantar":
1) "Tyle słońca w całym mieście",
2) "Mój tylko mój",
3) "Najtrudniejszy pierwszy krok",
4) "Staruszek świat",
5) "Żeby szczęśliwym być",
6) "Za każdy uśmiech",
7) "Mamy dla siebie - siebie",
"Radość najpiękniejszych lat",
9) "Dzień bez happy endu",
10) "Kto wymyślił naszą miłość"
Ostatnio zmieniony przez Justyna87 dnia Śro 22:55, 17 Wrz 2008, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stokroteczka12
Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 778
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelenia Góra
|
Wysłany: Wto 13:45, 23 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Wczoraj znalazłam kilka wywiadów z panem Jarkiem i Natalią :)Dzisiaj je tu chciałam dodaćSą bardzo ciekawego.Jest dużo wzmianek o Ani.Miłego czytania:)
P.S Dodam je w kilku postach.
"Co by powiedziała mama?"
JAROSŁAW KUKULSKI - kompozytor muzyki rozrywkowej, filmowej, teatralnej oraz aranżer. Napisał większość przebojów dla swojej pierwszej żony - Anny Jantar. Po jej tragicznej śmierci, wraz z rodziną opiekował się kilkuletnią Natalią. Po dziesięciu latach ożenił się powtórnie, również z piosenkarką - Moniką Borys. Cała rodzina zakochana jest w czteroletnim bracie Natalii, Piotrusiu.
NATALIA KUKULSKA - podbiła serca dzieci i dorosłych dziecięcymi piosenkami pisanymi przez ojca. Mając osiem lat zdobyła złotą, potem - jedyną w Polsce - platynową płytę. Po pięciu latach przerwy w śpiewaniu zaskoczyła wszystkich swoich słuchaczy dojrzałą interpretacją kolęd. Teraz jest uczennicą liceum menadżersko - artystycznego.
JAROSŁAW KUKULSKI:
"Rodzice stracili wszystko w czasie wojny. Przez trzy lata mieszkaliśmy we Wrześni, w maleńkiej dwunastometrowej klitce. Koszmar. Matka i ojciec na zmianę musieli się ukrywać przed UB - mama podczas wojny kolportowała akowskie gazetki i konspiracyjne. Dokładnie nie wiem, tylko z opowieści, że mama wkradała się do domu nocami, by nakarmić mnie piersią. Karmiła mnie tak dwa lata.
Lubiłem Wrześnię. Atmosfera małego miasteczka ma dobre strony - ludzie się znają i starają się wzajemnie sobie pomagać. Do naszego domu mógł przyjść każdy. Jeżeli był głodny - zawsze dostał coś do jedzenia, jeżeli był zmęczony - mógł się przespać.
Rodzinę tworzyliśmy we czwórkę: moi rodzice, siostra mamy i ja. Miałem też brata, ale niespełna dwuletni zmarł na zapalenie opon mózgowych. Moje wykształcenie i wychowanie stało się więc najważniejszym celem w życiu mamy i taty. Bardzo się kochali. Byli typowym małżeństwem z zasadami - byli, bo od sześciu lat nie żyją. Umieli się poświęcać, a przekonanie, że należy być uczciwym, mieć serce i dobre słowo dla innych starali się też wpoić i mnie.
Dzięki nim zaraziłem się miłością do muzyki. Obydwoje amatorsko śpiewali, a ojciec grał na wielu instrumentach. W domu było pianino, akordeon i trąbka.
Miałem wielkie szczęście, bo w dzieciństwie zawsze otaczała mnie dobroć i serdeczność. Ciepło wspominam przedszkole prowadzone przez szarytki. Siostry były wspaniałe, a my prawie codziennie dostawaliśmy kakao i bułeczki z serem czy wędliną. Prawdziwą szkołę życia przeszedłem dopiero w liceum muzycznym. Zamieszkałem w internacie - w Poznaniu, z dala od domu. Trudno było nie zahartować się wśród bandy "artystów" (mieszkali z nami również plastycy), od rana do wieczora psocącej i dokazującej, a nocami wkuwającej z latarkami pod kołdrą.
Na studiach w Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu musiałem jednak zacząć myśleć poważniej. Chciałem pomóc rodzicom ledwo wiążącym koniec z końcem. A mogłem to zrobić pracując: grałem w orkiestrze poznańskiej, potem w filharmonii objazdowej, chałturzyłem w klubach studenckich. Ciągnęło mnie do muzyki rozrywkowej - w Zielonej Górze, gdzie przeprowadziłem się po studiach, aby grać w tamtejszej filharmonii, zaproponowano mi założenie zespołu. Nie wahałem się, obój odstawiłem w kąt. Zespół "Waganci" pochłonął mnie zupełnie. Ciągle komponowałem. Wygrałem kilka konkursów, co jeszcze bardziej zdopingowało mnie do pracy. Pewnego dnia do "Wagantów" przyjęliśmy Anię. Do tej pory zbyt wiele dziewcząt mi się podobało, by wiązać się z którąś z nich na dłużej. Ania była inna. Bardzo ładna i bardzo skromna. Życie też nie głaskało jej po głowie, stała się nad wiek dojrzała psychicznie. Imponowała ni jej życiowa mądrość, zrównoważenie. Rok po naszym poznaniu byliśmy już po ślubie.
Przez wspólnie spędzone lata układało nam się bardzo dobrze, aczkolwiek zdarzały się momenty krytyczne, zwłaszcza pod koniec naszego małżeństwa. Zbyt wielu osobom nie podobało się, że jesteśmy kochającą się rodziną, że mamy normalny dom, dziecko, a jednocześnie odnosimy sukcesy - Ania jako piosenkarka - ja jako kompozytor. Nasze piosenki nie schodziły z list przebojów, zwyciężaliśmy w plebiscytach radiowych, nagradzano nas na festiwalach międzynarodowych, pierwsza wspólna płyta ("Tyle słońca") stała się w ciągu niecałego roku złotą. Nagle w naszym domu, który tak jak i mój dom rodzinny zawsze był domem otwartym, pojawiało się mnóstwo "życzliwych" zajmujących się plotkami, intrygami, usiłujących nas skłócić.
Tak naprawdę okrucieństwo i złość ludzką poznałem jednak dopiero po tragicznej śmierci Ani...
Nie mogłem jednak się poddać - była czteroletnia Natalia, która nagle została pozbawiona matki. Robiłem wszystko by zrekompensować jej stratę. Starałem się zastąpić jej matkę. Pomagały mi babcie. Chyba nam się udało. Czasami myślę, że to lepiej, iż Natalka prawie nie pamięta matki, nie pamięta szczegółów, to dla niej mniej bolesne. Usiłowałem jej kiedyś coś przypomnieć, ale chyba pozostały tylko zarysy dwóch, trzech sytuacji. Sporo natomiast zarówno po mnie, jak i po Ani, odziedziczyła.
Kiedy Natalia miała dwa i pół roku byliśmy zaskoczeni i przerażeni. Dom nasz tak pełen był muzyki, że wierzyliśmy, że gdyby nawet nie chciała - musiała podświadomie coś "złapać". Nasze próby, żeby zaśpiewała z nami, spełzały na niczym. Zapamiętywała fragmenty, ale nie potrafiła powtarzać zasłyszanych nut - śpiewała swoją melodyjkę. Dopiero rok później uwierzyłem, że odziedziczyła zdolności po rodzicach. Zaczęła śpiewać to, co i my - swoim słabiutkim głosikiem. Pół roku później w pierwszym wywiadzie, który przeprowadzał - całkiem serio - nasz przyjaciel Jurek Dąbrowski, na pytanie: "Co pani lubi najbardziej?" odpowiedziała ku naszej radości: "Chlebek", "A kim chciałaby Pani być?"; "Piosenkarką".
Kiedy więc telewizja zaproponowała mi autorski program, pomyślałem: skoro Ani nie ma, mogłaby zastąpić ją Natalia. Nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu. Pierwszy mały album dla Polskich Nagrań nagrała, gdy miała siedem lat. Piosenki: "Co powie tata?", "Puszek Okruszek" czy "Bal moich lalek" stały się przebojami. Zaś longplay "Natalia" przyniósł po niespełna roku złotą płytę - tak jak w przypadku Ani. Kolejne nagranie, "Bajki Natalki", obdarzone zostało jedyną w Polsce platynową płytą.
Często zastanawiałem się nad fenomenem sukcesu mojej córki. Najprawdopodobniej pomógł jej mit Anny Jantar, ale muszę oddać również sprawiedliwość talentowi Natalii. Była jednym z pierwszych śpiewających dzieci w Polsce, śpiewała w sposób dziecięco szczery - niczego jej nie narzucałem, była naturalna. Natalka nie miała nic z gwiazdki - była szarym wróbelkiem w ogromnych okularach, który cieszył się z tego, że śpiewa. Teraz z brzydkiego kaczątka przeistoczyła się w ładną, szesnastoletnią dziewczynę.
Czasami wydaje mi się, że jest zbyt wrażliwa, szczególnie gdy dojrzy niesprawiedliwość, krzywdę wyrządzaną czy to ludziom, czy zwierzętom. Jeśli nie może pomóc - rozpacza. Boję się o nią, o jej ufność i wiarę w ludzi. Została wychowana w przekonaniu, że w życiu dominować powinny dobroć, serdeczność i wiara. Z drugiej jednak strony wierzę w jej rozsądek i dość surowe zasady, które wpoiliśmy jej wraz z babciami.
Czasami mam wyrzuty sumienia, że brakuje mi dla niej czasu i za mało z nią rozmawiam, ale gdy już zaczniemy dyskutować, nie ma temu końca. Ma swoje zdanie i niekiedy potrafi mi je narzucić. Podziwiam jej siłę charakteru, odpowiedzialność. Nie lubię jednak - i nigdy nie lubiłem - rozstawać się z nią (teraz także z Piotrusiem) na dłużej. Zdarzyło mi się to raz - wyjechałem w 1981 roku do USA. Ważna akcja na rzecz "Solidarności": zebraliśmy w Chicago ponad milion dolarów. Straciło to jednak cały blask, gdy zadzwoniłem do domu i Natalia zapytała: "Tatusiu, gdzie jesteś? Bardzo za tobą tęsknię". Nie mogłem wykrztusić słowa. Nic nie jest tak ważne, jak dzieci i rodzina. Po tej rozmowie telefonicznej jeździliśmy już razem po świecie, głównie zresztą na koncerty Natalii.
Trudno jej było zaakceptować przerwę w śpiewaniu. Konieczną, bo nie chciałem, aby zrobiła się z niej zmanierowana "stara - malutka". Początkowo zachowywała się jak dziecko, któremu podarowano lizaka i za chwilę go odebrano, ale szybko zrozumiała. Myślę, że wraca do śpiewania silniejsza, już dojrzała i - choć imponuje jej matka - skłania się raczej do ostrego stylu Janis Joplin czy Arethy Franklin. Jej gusta muzyczne inspirują mnie, sama zresztą też komponuje ciekawe utwory. Niektóre jej pomysły wręcz mnie szokują. Wiem, że szybko znajdzie własną drogę."
NATALIA KUKULSKA:
"Mama... pamiętam jak przez mgłę. Miała mnóstwo pierścionków i długie, czerwone paznokcie. Te paznokcie mnie czasem drapały... Bałam się też trochę czarnego koloru - jej ciemnych włosów i ubrań (lubiła się ubierać na czarno, jak ja teraz). Pamiętam także program dla dzieci, gdzie występowała: byłam przebrana za krasnoludka i potem odrywali mi brodę. Albo kiedyś w telewizji - mama śpiewała, a ja siedziałam przy niej i piłam sok... Bardziej jednak znam ją z opowiadań taty, babci, rodziny, znajomych i ze zdjęć niż z własnych wspomnień. Zapewne to obraz nieco wyidealizowany - o zmarłych zawsze mówi się dobrze. Ponoć jesteśmy do siebie podobne - ten sam głos, gesty, zachowania, uśmiech. Nie zauważam aż takich podobieństw, ale coś w tym musi być, skoro czasami nawet obce osoby mówią: "Boże, zupełnie jak Anna Jantar!"
Z pewnością mamy zbliżone charaktery, też jestem towarzyska, spontaniczna, wrażliwa i lubię ludzi. Jak opowiadał wujek, kiedyś mama umówiła się z kilkoma chłopcami na poznańskim placu. Stali z kwiatkami i czekali, a ona z koleżanką zaśmiewała się za jakimś murem. Cieszę się, że też lubiła robić dowcipy i uwielbiała się śmiać.
Nie odczułam straty mamy tak mocno, bo zastąpiła mi ją babcia Halinka. Po śmierci córki przelała na mnie całe uczucie. Zamieszkała z nami i pomagała tacie, który początkowo chciał się rozdwoić i być obojgiem rodziców. Traktuję ją jak mamę. Jest wspaniałą kobietą, pogodną, energiczną, można z nią konie kraść. Zajęła się domem, gotowała, robiła za mnie wszystko, opiekowała się mną, poświęciła dla mnie całe życie. Jeździliśmy też często do Wrześni - do rodziców taty. Mieli piękny, ogromny ogród. Bujałam się na hamaku, zbierałam z dziadkiem jabłka, bawiłam się z psami i kotkami babci. Zawsze twierdzili, że "jeśli człowiek będzie dobry i uczciwy, to inni go będę szanowali". Rodzina zaś zawsze była na pierwszym miejscu.
Nie wiem, czy tata dał by sobie radę z wychowaniem kilkuletniej córeczki, gdyby nie pomoc dziadków. Nie dlatego, że byłby złym ojcem! Jest wspaniały! Ale to po prostu typowy facet. Zawsze zabiegany, roztargniony, wielki bałaganiarz. Niby zawsze chodzi i "sprząta po mnie", ale wystarczy przypomnieć mu stan jego własnego pokoju, żeby chwilowo przestał mnie poprawiać. Przecież gdybym mu nie kupiła na gwiazdkę kalendarza i notesu, nie wiem, co by zrobił... Nie nosi portfela. Pieniądze i karteczki z adresami, telefonami, notatkami są wszędzie porozrzucane. Lubię to w nim. Na szczęście, dzięki babci Halince, nie musiał zastępować mi mamy, ale mógł zając się wyłącznie ojcostwem, co z pewnością wszystkim wyszło na dobre.
Przez długi czas moją rolą była rola kobiety w domu. Chciałam wprowadzić ciepło, to jakiś obrazeczek, tam puszysta poducha, wazon z kwiatami - drobiazgi, na które mężczyzna nie zwraca uwagi. Teraz tata jest moim przyjacielem. Razem się wygłupiamy, gdy jedziemy samochodem - śpiewamy. Dobrze się ze sobą czujemy. Oczywiście bywają też czasami spięcia, jak w każdej rodzinie. Tata stara się być tolerancyjny, ale bardzo się o mnie boi. Poza tym zawsze chce postawić na swoim i musi mieć zawsze rację. Ja oczywiście też - i kłótnia gotowa. Na szczęście nie zdarza się to często. Jest naprawdę bardzo kochany. Podziwiam go. To człowiek - baranek, który potrafi łagodzić wszelkie spory. Wierzy, tak jak ja, że ludzie są z natury dobrzy. Często dyskutujemy o religii, o wartościach chrześcijańskich, które nam wpojono. Jestem katoliczką, ale bywa, że nachodzą mnie wątpliwości. Tata potrafi je rozwiać. Cenię to tym bardziej, że przecież żyje na świecie dłużej niż ja i doświadczenie nauczyło go wiele. Czasami chyba trudno mu się pogodzić, że ludzie potrafią być bezinteresownie okrutni, że nie zawsze uczciwość, o której mówią i on i dziadkowie, ale własny tupet i spryt prowadzą do celu. Stara się mnie uchronić, przestrzec, pomóc... Bywa jednak bezradny. Jestem za bardzo podobna do niego.
Cóż można zrobić z taką przewrażliwioną marzycielką... Spadanie na ziemię bywa bolesne. Za bardzo się wszystkim przejmuję. Zarówno na radość, jak i na smutek reaguję łzami, jestem niepoprawną płaczką. Kocham zwierzęta, przyrodę, przy programach typu "Animals" zawsze płaczę. Mam, jak babcia, zwierzęta w domu: dwie papugi i dwa psy - pudla i kundelka - znajdę. Nie znoszę samotności i nie potrafię zamykać się w sobie. Lubię przebywać wśród ludzi, rozmawiać z nimi, zwierzać się przyjaciołom. Rzadko mam czas na odsapnięcie w domu. Po prostu - mnóstwo zajęć, spotkań. Mam też kochanego, małego braciszka, który absorbuje wszystkich w domu. Cudowny rozrabiaka, żywe srebro, którego nie można na chwilę spuścić z oczu.
Staram się nieustannie być w ruchu, coś robić, najbardziej jednak lubię śpiewać. Kiedyś, gdy byłam jeszcze dzieckiem, poprosiłam tatę, by mi napisał piosenkę. Komponuje dla tyle wykonawców - czy nie mógłby i dla mnie? Uznał chyba, że to niezły pomysł, bo skomponował "Co powie tata?" do słów nieżyjącego już, niestety, Jerzego Dąbrowskiego. To świetna zabawa. Tata zamiast lalek przynosił mi piosenki. Przepadałam za zabawami przy pianinie. Najpierw powstał singiel, potem longplay - "Natalia". Ludziom się podobało, byłam szczęśliwa. Potem jednak wspólnie z tatą postanowiłam zrobić przerwę. Nie śpiewam od pięciu lat. Nie chciałam być młodą dziewczyną z wieloletnim stażem. Mogłabym wpaść w rutynę. Zeszłego roku nagrałam kolędy i coraz częściej myślę o powrocie do piosenki. Tym razem to już nie będzie zabawa. Chciałabym stworzyć profesjonalny zespół i śpiewać nie tylko kompozycje ojca.
Na razie jednak chodzę do liceum menadżersko - artystycznego. W życiu różnie bywa. Być może nie będę mogła w przyszłości tylko śpiewać - czego najbardziej pragnę. Muszę mieć jakiś zawód zastępczy. Marzyłam o PWST, ale tata odradza. Też nie bardzo wierzę, że zdałabym egzaminy. Na szczęście mam jeszcze trochę czasu. Wszystko tak szybko się zmienia..."
Jarosław Kukulski - Jestem dumny z córki
- Dlaczego wybrał Pan zawód kompozytora?
- Już jako chłopiec komponowałem piosenki, a pierwszą napisałem mając piętnaście lat. Lecz wtedy nie myślałem o tym zawodzie. Bardzo chciałem zostać znanym i popularnym piosenkarzem. Lecz w miarę upływu czasu komponowałem coraz więcej, wygrywałem wiele różnych konkursów i do tego stopnia wciągnąłem się w komponowanie, że ani się nie obejrzałem, a stało się ono najważniejszą rzeczą w moim życiu.
- Na początku lat siedemdziesiątych wylansował Pan swoją pierwszą żonę - Annę Jantar, piosenkarkę do dziś, pomimo upływu dwunastu lat od jej tragicznej śmierci, znaną i lubianą. Myślę, że pamięć o Annie Jantar, na przekór jej ostatniej piosence "Nic nie może wiecznie trwać", nigdy nie przeminie. Jestem jednym z fanów "bursztynowej" Anny i chciałbym w ich imieniu złożyć Panu podziękowanie za odkrycie tak utalentowanej artystki, bez której życie zdawałoby się szare i smutne...
- Sprawa pokochania Ani przez ogromne rzesze ludzi urosła w tej chwili do rozmiarów legendy. Mnie się wydaje, że ta sympatia bierze się stąd, że Ania przez całe swoje życie była normalnym, bezpośrednim i serdecznym człowiekiem, a poza tym piosenki, które śpiewała, opowiadały o codziennych troskach i radościach. Utwory te były każdemu bardzo bliskie.
Fani Ani do tej pory okazują całej naszej rodzinie liczne dowody sympatii i uznania, a czynią to najczęściej telefonując, pisząc listy lub wysyłając kartki z życzeniami. Jest to bardzo miłe.
- Czy obecnie przyglądając się córce nie ma Pan wrażenia, że Natalia Kukulska to lustrzane odbicie Anny Jantar?
- Jak wiele dzieci na świecie przypomina swoich rodziców, tak Natalia jest bardzo podobna do swojej mamy w niektórych gestach, barwie głosu czy rysach, ale jak każdy człowiek ma bardzo wiele cech tylko ją charakteryzujących.
- Skoro jesteśmy przy Natalii, proszę powiedzieć, jak układają się Pana czysto zawodowe stosunki z córką?
- Natalia swoich pierwszych nagrań dokonała w wieku siedmiu lat. Kolejne piosenki wykonała dwa lata później, a w wieku jedenastu lat zawiesiła swoją działalność artystyczną do grudnia ubiegłego roku, kiedy to ukazała się jej kaseta z kolędami, która okazała się kolejnym wielkim sukcesem.
Jeżeli chodzi o współpracę, to dochodzi czasem do różnicy zdań, ale Natalia ma prawo mieć własne zdanie, zwłaszcza, że nie jest już małą dziewczynką. Natomiast jeżeli ja uważam, że mam rację, to staram się ją o tym przekonać.
- A jak wyglądają domowe stosunki ojca z córką?
- Relacja jest taka jak między ojcem, który kocha swoją córkę, a córką, która kocha i szanuje swego ojca. A poza tym staram się być nie tylko ojcem, ale i kumplem, z którym Natalia może sobie na różne tematy porozmawiać i podzielić się problemami, które ją nurtują.
- Za swoją drugą płytę, z bajkami, Natalia jako jedyna w Polsce została laureatką "Platynowej Płyty"... Jak Pan przyjął to wyróżnienie?
- Oczywiście, bardzo się cieszę i jestem z niej dumny. Tym bardziej, że wspólnie z autorem tekstów Jerzym Dąbrowskim do tego sukcesu się przyczyniłem. Muszę tu przy okazji dodać, że ta nagrodą zostali również uhonorowani aktorzy biorący udział w nagraniach tej płyty, jak również my - jej twórcy.
- Którą z piosenek Jarosława Kukulskiego darzy Pan największą sympatią i dlaczego?
- Napisałem bardzo dużo piosenek i trudno jest mi wybrać te ulubione, każda z nich na pewien czas stawała mi się bliską. A może tej ulubionej piosenki jeszcze nie napisałem?
- Jak wygląda zwykły dzień w domu niezwykłej rodziny Kukulskich?
- Wygląda w ten sposób, że Natalia rano idzie do szkoły. Ja - obojętnie, o której godzinie się kładę - wstaję bardzo wcześnie, bo przychodzi do mnie Piotruś z książeczką, żeby mu poczytać, a żona robi mu rano śniadanie. Koło południa każdy załatwia na mieście swoje sprawy. Wieczorem również każdy powraca do swoich obowiązków albo wspólnie oglądamy telewizję, bądź słuchamy nagrań.
- Kiedyś powiedział Pan, ze dzieciom potrzebne są takie piosenki jak te, które śpiewała mała Natalka. Czy teraz, gdy wyrosła już ona z tych utworów o misiach i lalkach, widzi Pan Jej godnych następców?
- Dzięki temu, że Natalia zaczęła śpiewać melodyjne piosenki, łatwo trafiające do dzieci, mali słuchacze mieli własne, dziecięce przeboje, które nie tylko można było śpiewać, ale również tańczyć. Zresztą po występach Natalki pojawiło się bardzo dużo takich małych "Natalek" obojga płci. W ten sposób okazało się, że nasze dzieci lubią śpiewać i bardzo chcą mieć swoje piosenki. A co do dziecięcych idoli, to dawniej był to Krzyś Antkowiak, a obecnie jest to Magda Fronczewska.
- Piosenka "Przydział Twój" to duet Monika Borys i Jarosław Kukulski. Czy planuje Pan dalsze, wspólne występy, na przykład z córką?
- To, że zaśpiewałem z moją żoną, to nie znaczy, że jeszcze kiedyś zaśpiewam. Ale nie twierdzę też, że nie może mi się to zdarzyć. A co do piosenki "Przydział Twój", był to mój symboliczny gest - pożegnanie z publicznością festiwalu opolskiego, w którym brałem udział po raz ostatni w charakterze szefa muzycznego.
- Na koniec prosiłbym Pana o zdradzenie swoich marzeń prywatnych i zawodowych.
- Marzę o tym, bym choć raz mógł się porządnie wyspać. Marzę również o wypoczynku na małej wyspie, gdzie będzie ciepłe morze i dużo słońca. A poza tym chciałbym, żeby w Polsce zapanował ład i spokój oraz żebyśmy mogli normalnie żyć i pracować. Pragnąłbym również, abyśmy choć w części stali się tą obiecaną Japonią, o której się tak wiele mówiło.
- Dziękuję za rozmowę, życzę spełnienia tych i wielu innych marzeń.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stokroteczka12
Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 778
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelenia Góra
|
Wysłany: Wto 13:46, 23 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Natalia w Super Expressie
Wygląda jak mama
- Już nie boję się porównań - mówi nam Natalia Kukulska; Natalię Kukulską namawiano przed laty, żeby śpiewała piosenki popularnej mamy - Anny Jantar. Kategorycznie odmówiła. Dziś nie żałuje tej decyzji. Ale coraz bardziej przypomina Annę Jantar.
O Natalii zwykło się pisać: "córka tragicznie zmarłej Anny Jantar, piosenkarki". O tym, że dorastanie w cieniu sławy własnej matki nie jest łatwe, Natalia wie jak mało kto. Śpiewa od 7. roku życia. Nie pamięta swojej mamy.
Uwolnić się od porównań
Ale szybko zaczęło jej przeszkadzać, że wciąż porównywano ją do niej, że od początku doszukiwano się podobieństw w jej śpiewie do stylu Anny Jantar. A Natalia dorastała i robiła wszystko, by uwolnić się od tych porównań.
- Natura dojrzewającego człowieka jest buntownicza. Ja też chciałam zasłużyć na uznanie ciężką pracą, a nie posiadaniem nazwiska - mówi Natalia.
A tym, co najbardziej przeszkadzało Natalii, gdy zaczynała śpiewać, były propozycje od wydawców płytowych, by nagrała piosenki Anny Jantar. - Była presja, żebym śpiewała piosenki z repertuaru mamy. A ja w tym wszystkim czułam, że chodzi tylko o cudzy interes - wspomina Natalia. - Teraz cieszę się, że nie uległam naciskom i nigdy nie zrobiłam czegoś dla tzw. kariery - dodaje.
Jej "Światło" wiele zmieniło
Natalia dopięła swego. W 1996 roku wydała swoją pierwszą solową płytę, "Światło". Mówiła, że wcześniej kojarzono ją tylko z utworami dla dzieci. Po płycie "Światło" śpiewano za nią: "Światło, nosisz je w sobieÉ". To był komplement dla jej już rozpoznawalnego stylu. W 1997 roku pojawiła się płyta "Puls" z piosenką, która stała się jej największym przebojem "Im więcej Ciebie tym mniej". - Na festiwalu w Sopocie dostałam za nią nagrodę publiczności i drugą nagrodę jury. I poczułam się pewniej - uśmiecha się Natalia. - Ale dopiero w 1999 roku, na płycie "Autoportret", zdecydowała się sięgnąć do repertuaru Anny Jantar. W piosence "Tyle słońca" zostały połączone głosy Natalii i jej mamy.
Ma głos matki
Jest nie tylko córką Anny Jantar, ale dojrzałą piosenkarką, chociaż trudno nie zauważyć, że coraz częściej jej głos przypomina głos Anny Jantar. W ubiegłym roku wydała album "Po tamtej stronie", w którym oddała hołd utraconej przed 26 laty matce. Nie bała się zaśpiewać piosenek Anny Jantar we własnym brzmieniu. - Czuje się w nich szczerze i prawdziwie - mówi pytana o podobieństwa.
Tak, Natalia coraz bardziej przypomina swoją mamę
- mówi Jarosław Kukulski, ojciec Natalii, kompozytor.
- Natalii podobało się wiele piosenek Anny, ale też wiedziała, że na początku drogi nie może wydać płyty z nimi. Bo to by była dla niej śmierć artystyczna. Pojawiłyby się komentarze, że buduje karierę na plecach mamy. Od najmłodszych lat była porównywana z nią - te oczy, te włosy, ten głosÉ Ja też widzę to podobieństwo. Fizyczne dziedziczy się w genach, ale jako wokalistka córka ma też tę niezwykłą barwę w głosie, którą miała Anna.
Czuję się bezbronna, kiedy jestem sama
- Niedawno ukazał się Twój trzeci album. W jakim klimacie jest on utrzymany?
- Trudno powiedzieć, że jest jeden klimat, który dominuje. Są na niej ballady, które chyba najbardziej lubię śpiewać, są piosenki funkowe, dynamiczne, które z kolei uwielbiam śpiewać na koncertach. Płytę staraliśmy się tak stworzyć, żeby żaden klimat nie powtórzył się, żeby była spójna i nie monotonna.
- Kiedy spotkaliśmy się, półtora roku temu powiedziałaś, że nie zdecydujesz się na zaśpiewanie niczego z repertuaru swojej mamy.
- Czułam, że kiedyś to zrobię, tylko wiedziałam, że muszę jeszcze poczekać. Tak naprawdę nie było żadnego wydarzenia, które by mnie do tego zmusiło. Myślę, że dojrzałam do tego emocjonalnie i starałam się też dojrzeć od strony repertuarowej, wokalnej, chciałam mieć piosenki, płyty, z którymi będę kojarzona. Chciałam też, żeby moje pokolenie poznało moją mamę, bo wszystkim starszym osobom jest znana. Wybrałam piosenkę akurat taką, która chyba jest najbardziej z nią kojarzona czyli "Tyle słońca w całym mieście". Jej temat i linie melodyczne mają charakter ponadczasowy. Udało się ją na nowo zaaranżować.
- Przyznasz chyba jednak, że ta aranżacja zaskoczyła nieco starszych słuchaczy.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Zupełnie świadomie chciałam, żeby ta aranżacja była bardzo nowoczesna i nie odstawała od innych utworów znajdujących się na mojej płycie. Samo to wydarzenie, że mogłam zaśpiewać razem z mamą w duecie było dla mnie bardzo emocjonalnie wzruszające, kilka razy podchodziłam do mikrofonu, drżał mi głos. Nie chciałam jednak, żeby ta wersja była pompatyczna, żeby nie działała na emocje i żeby wszyscy od razu nie płakali, kiedy będą jej słuchać. Moja mama była bardzo pogodna i z tego co wiem miała w sobie wiele ciepła. Niektórzy pytali mnie dlaczego sama nie nagrałam wersji w ogóle bez głosu mamy. Zastanawiałam się nad tym, ale pomyślałam, że skoro jest taka możliwość techniczna zaśpiewać z osobą, której nie ma, to dlaczego tej sposobności nie wykorzystać. Razem z moim producentem stwierdziliśmy, że albo nagramy wersję odważną albo w ogóle zrezygnujemy z tego przedsięwzięcia.
- Czy ludzie z branży muzycznej, z Twojej wytwórni narzucają Ci jak masz się zachowywać, ubierać?
- Być może wiele osób sobie wyobraża, że u nas jest jak na Zachodzie, gdzie wszystko jest precyzyjnie przemyślane, zaplanowane. W moim przypadku i chyba w przypadku większości polskich wykonawców wszystko dzieje się spontanicznie. Na wiele pomysłów wpadam w ostatniej chwili. Na co dzień pracuję z kilkoma stylistami, fryzjerami, makijażystami, których lubię i do których mam zaufanie. Zwykle siadamy razem i uzgadniamy kilka spraw. Odbieramy na podobnych falach i rozumiemy się prawie bez słów.
- Przyznasz, że każda Twoja zmiana wizerunku, na przykład uczesania, jest komentowana przez prasę.
- Tak. Jest to dość śmieszne, że np. moja grzywka wprowadziła tyle zamieszania i w każdym prawie wywiadzie padało pytanie "a skąd ta grzywka, skąd pomysł?".
- Teraz nie masz już tej sławetnej grzywki?
- Nie mam, bo fryzura jest od tego, żeby ją zmieniać.
- A o czym myślisz będąc na scenie?
- O tym o czym śpiewam. Na scenie jestem w takim amoku, że nic do mnie nie dociera. Zdarzało mi się, że kiedy kończyłam piosenkę to nie wiedziałam, co mam zrobić z mikrofonem. Czasami myślę o atmosferze na koncercie. Staram się niemal metafizycznie nawiązać kontakt z rzeczywistością. Obserwuję jak ludzie reagują na każdy gest, uśmiech, na wszystko co zrobię na scenie i jak się potrafią cieszyć, bawić, wzruszać, śpiewać. Pomiędzy nami tworzy się więź i dlatego koncerty lubię najbardziej.
- Z jakimi dowodami sympatii spotykasz się ze strony swoich fanów?
- Największym prezentem na koncercie jest to, kiedy wszyscy razem ze mną śpiewają i dobrze się bawią, tańczą, klaszczą. Na co dzień mam wielu fanów, z którymi jestem zaprzyjaźniona i bardzo zżyta. Niektórzy jeżdżą ze mną na koncerty, pomagają mi nawet na zapleczu w różnych sprawach. Czasami mam wyrzuty sumienia, bo nie chciałabym się nimi nigdy posługiwać, ale oni sami wiedzą już co jest mi potrzebne i często nawet na wyrost mnie zaskakują. Ci najprawdziwsi fani wiedzą jednak kiedy jest mi potrzebny spokój, wyciszenie i też o to dbają. Nie są natarczywi.
- Piszą do Ciebie listy?
- Tak. Dostaję mnóstwo listów i wszyscy się ze mnie w domu śmieją, że zamiast czytać poważne lektury, to ja czytam wieczorami te listy. Jestem trochę próżna i kiedy mam nieudany dzień i chciałabym coś miłego poczytać to sięgam po listy. Takich kilka ciepłych słów naprawdę dużo mi daje. Takie zwroty jak: pamiętaj, zawsze będę z Tobą, zawsze będę Twoim największym fanem, nie martw się, bardzo podnoszą mnie na duchu. Jako ciekawostkę, powiem, że najdłuższy list-rulon jaki dostałam w życiu miał osiem metrów i był bardzo nietypowy, ponieważ na jednej stronie było napisane słowo "kocham", a z drugiej był list i różne zdjęcia.
- Kuba Sienkiewicz, piosenkarz i lekarz neurolog powiedział mi, że występy, zwłaszcza piosenkarzy, są formą odreagowania nerwicy i potrzebą bycia akceptowanym. Co ty na ten temat sądzisz?
- Myślę, że każda osoba, która występuje publicznie, chciałaby być lubianą. Nie wierzę tym, którzy twierdzą, że im na tym nie zależy. Rzeczywiście potrzebna jest mi akceptacja.
- Nie wierzę, że Ty masz wrogów?
- Mam. To są nieprzychylne mi osoby, które robią wszystko, żeby mi się nie udało, psują moją opinię. Są to osoby, które nie lubią tego w jaki sposób śpiewam. Ja też nie wszystkich darzę sympatią, ale nie staram się w taki ostentacyjny sposób wylewać na kogoś jadu. Jeśli ich nie lubię, to ich nie słucham. Wiem, że im bardziej będę popularna, tym więcej będę miała wrogów.
- Czy Twój tata ingeruje w Twoje życie artystyczne i być może osobiste?
- Tata, tak samo jak babcia, tak samo jak mój narzeczony i jego rodzice, przyjaciele. Zawsze lubię się ich radzić, dyskutować, żeby zobaczyć wszystko z różnych stron i mieć obiektywne spojrzenie. Zapytałeś mnie akurat o tatę, mogę powiedzieć tyle, że ma bardzo dobrą intuicję. Zna ludzi i ma duże doświadczenie na naszym rynku muzycznym. Czasami po prostu się z nim kłócę, czasami mu nie wierzę i mówię: tata, ty zawsze coś wymyślasz, kombinujesz. Później się zwykle okazuje, że jednak dobrze mówił.
- Czy to on namówił Cię na budowę własnego domu?
- Tak, tata mnie namówił i pomagał, bo sama nie czułam się na siłach, nie wyobrażałam sobie, że w ogóle jestem w stanie temu podołać. Sama na niego zapracowałam koncertując, wydając płyty, biorąc udział w reklamach. Sama doglądałam majstrów. Czułam się wspaniale patrząc jak rosną mury. Teraz czuję się osobą w pełni niezależną.
- W jaki sposób bronisz się przed negatywną stroną show-businesu?
- Nie umiem się bronić. Kiedy docierają do mnie negatywne objawy to jestem załamana, w ogóle opadają mi ręce. Czasami nie da się pewnych spraw przeskoczyć i można się z nich tylko pośmiać. Często właśnie w taki sposób odstresowujemy się z moimi znajomymi, z moim zespołem. Prowadzimy długie nocne rozmowy i śmiejemy się do łez, zwłaszcza wtedy, kiedy jeździmy autokarem na koncerty. To jest jedyna metoda, żadnej innej nie mam. Kiedy jestem sama to jestem bezbronna.
- Często przyznajesz, że jesteś łatwowierna?
- Po prostu nadal wierzę w ludzi i nadal podchodzę do osoby, którą poznaję, pozytywnie.
- Jak wygląda jeden dzień z życia Natalii Kukulskiej?
- Każdy jest inny i właśnie to jest piękne w tym zawodzie. Nie ma w nim regularności, ciągle poznaje nowych ludzi, nowe miejsca i to jest ekscytujące, że właśnie wiele rzeczy jest nieprzewidywalnych. Często moje dni wyglądają tak, że wstaję bardzo rano, piję kawę i jadę do studia, później mam mnóstwo wywiadów, próby z zespołem muzycznym czy tanecznym, koncerty, przygotowania, szukam materiału na ciuchy albo spotykam się z osobą, która mi je projektuje i coś razem wymyślamy. Czasami moja babcia łapie się za głowę i mówi, "dziecko, ty nie wytrzymasz"
- Wspominałaś już trochę o studiach, jak Ci się studiuje filozofię?
- Wiem, że nie mogę im się w pełni teraz oddać i bardzo boleję z tego powodu. Powinnam być już na czwartym roku, a nie na drugim. Uważam, że dwóch srok za ogon nie można ciągnąć i albo się zdecyduję na śpiewanie i będę się temu poświęcała i pracowała bardzo dużo, albo studia. Są to studia, których nie chciałabym traktować po łebkach. W tym roku zdecydowałam się uczęszczać tylko na jeden przedmiot, chcę po prostu zaliczyć egzaminy z drugiego roku, bo zajęcia z drugiego roku mam już zaliczone.
- Do czego masz słabość?
- Do wolności, tzn. w takim sensie, że nie lubię być uzależniona od nikogo i nie lubię być zmuszana do czegoś. Mam słabość do świeżego pieczywa.
- A co Cię wkurza?
- Chamstwo, nienawiść, zawiść, której jest bardzo dużo dookoła mnie.
- Czy dojrzałaś już do założenia rodziny?
- Mam rodzinę. Nie wiem, może formalnie jeszcze nie jestem zamężna, ale mój narzeczony Rysio mieszka ze mną już jakiś czas. Poza tym mieszka z nami babcia, tata i to jest dla mnie moja rodzina. Natomiast jeśli chodzi o dzieci to jak najbardziej już do tego dojrzałam. W dzieciństwie przewijałam lalki, woziłam w wózeczkach, byłam zawsze taką mamusią, a teraz odbijam to sobie na moim chrześniaku. Z decyzją o urodzeniu własnego dziecka muszę jeszcze troszeczkę poczekać. Dziecko powinno czuć się bezpieczne, dlatego sytuacja rodzinna powinna być stabilna.
- Czy miałaś dylemat: rodzina czy kariera?
- Nie, nigdy nie miałam. Jest wiele kobiet, które udowodniły, że można to łączyć, np. Maryla Rodowicz.
- Jak najchętniej spędzasz wolne chwile?
- U siebie w domku. Jeśli na dworze jest ładna pogoda to wychodzę na ogródek i siedzę. Dzisiaj wyszłam, to dzieciaki przyszły po autografy więc się z powrotem schowałam. Pomyślałam, że jednak poczekam na ten żywopłot. Chciałabym się czuć zupełnie niewidoczna w ogródku. Lubię chodzić na spacery z moim psem Wokalem. Słucham głośno muzyki, ćwiczę albo czytam, nadrabiając zaległości ze studiów. Tak naprawdę lubię spędzać czas ze znajomymi. Często urządzam imprezy u siebie w domu, bo nie lubię takich miejsc publicznych jak dyskoteka. W marcu obchodziłam 23. rocznicę urodzin i impreza u mnie w domu udała się fantastycznie.
- Jakie są Twoje najbliższe plany?
- Koncerty i to co kilka dni. Poza tym praca nad nowymi teledyskami. Teraz najbliższy singiel to piosenka "Skończyło się". We wrześniu planuję wyjechać na koncerty do USA i Niemiec. Z takich dalszych planów to mogę zdradzić, że w marcu 2000 roku chciałabym zorganizować koncert poświęcony mojej mamie, ponieważ wtedy będzie przypadać 20-ta rocznica jej śmierci. Chciałaby zaprosić swoich ulubionych wykonawców, żeby zaśpiewali najlepsze piosenki mojej mamy. Sama również zaśpiewam kilka utworów z repertuaru mamy. Chciałabym ten koncert zadedykować jej pamięci.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stokroteczka12
Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 778
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelenia Góra
|
Wysłany: Wto 13:47, 23 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Jarosław Kukulski - Optymista
- Został Pan szefem muzycznym tegorocznego FPP w Opolu i Festiwalu Piosenki Młodzieżowej w Sopocie, a także... mężem wschodzącej gwiazdki polskiej piosenki Moniki Borys i ojcem 7-tygodniowego Piotra, nie zaprzestając być ojcem najmłodszej polskiej piosenkarki Natalii Kukulskiej. Na jakim etapie życia jest Pan obecnie?
- Po raz drugi przystosowuję się do roli ojca i przyznam, że obecnie ta rola jest dla mnie najważniejsza. Również po raz drugi przystosowuję się do roli męża, jako że w październiku zawarłem związek małżeński. Jeśli chodzi o sprawy zawodowe nagrywam kolejną dużą autorską płytę, tym razem z piosenkami Moniki Borys i podjąłem się roi kierownika muzycznego dwóch festiwali piosenki. Moimi nagraniami zainteresowali się w RFN i na życzenie zachodnioniemieckiego menadżera posłałem tam kilkanaście swoich utworów w celu przedstawienie dwóm firmom fonograficznym.
- Należy Pan do grona naszych najpopularniejszych kompozytorów piosenek. Jaką rolę w Pana karierze odegrał tzw. łut szczęścia?
- Na pewno pomógł mi w tym sensie, że miałem szczęście poznać kilka życzliwych osób, które zwróciły uwagę na moją twórczość i pomogły w dokonaniu nagrań dla Polskiego Radia i Polskich Nagrań, bo na początku pracowałem głównie z tymi instytucjami. Później otrzymałem propozycje z różnych firm fonograficznych: Pronitu, Tonpressu, Savitoru oraz wytwórni fonograficznych RFN i Anglii. Nawiązałem współpracę z Filmem Polskim, dzięki której napisałem muzykę do 8 filmów fabularnych.
- Do dziś nie bardzo wiadomo - kto kogo wylansował: pan Annę Jantar, czy Ona pana śpiewając jego piosenki?
- Wydaje mi się, że sukces w tej dziedzinie twórczości powinno się mierzyć wspólną miarą, gdyż efekt końcowy - nagranie jest owocem wspólnej pracy nad piosenką. Sądzę, że na początku moje utwory pomogły Annie Jantar w zdobyciu pozycji jaką osiągnęła jako piosenkarka. Później jednak pomagaliśmy sobie wspólnie.
- Zapewne pochodzi Pan z muzykalnej rodziny?
- Ojciec grał na kilku instrumentach, bardzo dobrze śpiewał, niezłym głosem dysponowała matka. Ale muzykowaniem parali się amatorsko.
- O wyborze zawodu muzyka zdecydował Pan sam?
- Do tego zawodu przygotowywałem się od najmłodszych lat, jako 6-latek uczyłem się gry na fortepianie, mając lat 13 napisałem pierwszą kompozycję.
- Dlaczego wybrał Pan na studiach tak rzadki instrument jak obój?
- Do nauki gry na oboju zachęcił mnie dyrektor liceum muzycznego w Poznaniu Witold Rogal, który uważał, że tego typu instrumentalistów jest niewielu i przy odpowiednim nakładzie pracy mogę osiągnąć największy sukces. Faktem jest, że jako instrumentalista - oboista ukończyłem PWSM w Poznaniu (dyplom z wyróżnieniem).
- Czy pamięta Pan jeszcze jak gra się na oboju?
- Pamiętam, ale grywam rzadko.
- Nie studiował Pan kompozycji autorów rozrywkowych, skąd więc umiejętności w produkowaniu przebojów?
- Ogólne wykształcenie muzyczne jakie uzyskałem po ukończeniu PWSM dało mi zupełnie wystarczające podstawy do zajmowania się tą dziedziną. Komponowania nikt nikogo nie nauczył, to przecież sprawa pewnych zdolności wrodzonych i inwencji twórczej.
- Kompozycje sypią się u Pana jak z rękawa czy rodzą w bólach?
- Gdyby sprawiało mi to trudność, dawno zmieniłbym zawód. Ale ma Pan rację, że każda praca twórcza jest swego rodzaju niepokojem, udręką, chociaż jednocześnie powinna być radością.
- Który ze swoich przebojów uważa Pan za najlepszy?
- Trudno mi odpowiedzieć, bo w dorobku mam kilkaset kompozycji. Każdy kompozytor czuje sentyment do co najmniej kilku utworów, a najczęściej do ostatniego. I tak ostatnio największym sentymentem darzę utwór "Nie masz prawa" w wykonaniu Moniki Borys.
- Który z przebojów dał Panu największą popularność?
- Jest ich sporo, wymienię może tylko kilka: "Tyle słońca w całym mieście", "Najtrudniejszy pierwszy krok", "Żeby szczęśliwym być", "To co dał nam świat", "Serca gwiazd", "Papierowy księżyc", "Tiu Pan Alley", "Anna już nie mieszka tu", "Życia mała garść", prawie wszystkie piosenki wykonywane przez Natalię, ostatnio "Nie masz prawa" oraz "Ściana i groch".
- Próbował Pan swoich sił w większych formach np. w musicalu, ale wrócił Pan do piosenki. Czy tylko z przywiązania?
- Napisałem dwa musicale: "Wielki świat" wystawiany przez Teatr Muzyczny w Gdyni i "Blask szklanej kuli" dla Teatru Muzycznego w Łodzi. Chętnie napisałbym jeszcze kilka innych. Niestety, teatrów muzycznych mamy w Polsce niewiele, a właściwie tylko jeden. Ponadto bardzo trudno jest o takich wykonawców, jakich wymarzyłbym sobie w tej dziedzinie sztuki.
- Ale i tak może Pan chyba powiedzieć, że odniósł w życiu sukces?
- Owszem, ale nie jest to sukces w pełnym tego słowa znaczeniu jakim mogą pochwalić się twórcy zachodni. U nas pojęcie sukcesu kojarzy się głównie z uzyskaniem pewnej popularności, tam zaś rozwinięty jest autentyczny przemysł rozrywkowy i w grę wchodzą duże pieniądze. Kompozytor, któremu zdarzy się autentyczny przebój, na dobrą sprawę nie musi się martwić o sprawy bytowe. Kompozytor polski, aby przyzwoicie żyć, musi napisać takich utworów kilkanaście w ciągu roku. Mogę się co prawda pochwalić, że niektóre moje utwory zostały wydane w kilku krajach zachodnich, ale promocja polskiej muzyki rozrywkowej właściwie nie istnieje. Póki co bariera "Wschód - Zachód" jest dla nas nie do pokonania. Nie narzekam, ale mówię to dlatego, żeby rozwiać pewne mity krążące wokół naszych twórców i odtwórców muzyki rozrywkowej.
- Ale mimo wszystko zawód kompozytora jest u nas opłacalny i można w nim zarobić prawdziwe polskie pieniądze?
- Nie jest to zawód kiepsko opłacany, ale żeby utrzymać się wyłącznie z twórczości trzeba być ciągle na topie, co związane jest z ogromną pracowitością.
- Przecież zawsze mieliście prawnie uregulowane sprawy finansowe, w przeciwieństwie do tych, którzy byli odtwórcami tego co napisaliście.
- Mieliśmy, ale jeśli chodzi o przepisy regulujące finanse za pracę twórczą niewiele się one przez te lata zmieniły. Liczymy na to, że nas również obejmie regulacja płac.
- Kończy Pan budowę domu. Jaki on będzie?
- Kończę budowę domku spółdzielczego, który powstaje już 9 lat. Mam nadzieję, że w tym roku będę mógł wreszcie w nim zamieszkać.
- Teraz inwestuje Pan także w nową żonę Monikę Borys. Jak się poznaliście?
- To był przypadek. Zobaczyłem Monikę w teledysku "To nie jest pora na miłość". Zwróciła moją uwagę od strony zawodowej, właśnie poszukiwałem nowej piosenkarki, dla której mógłbym komponować piosenki. Poprosiłem reżysera o kontakt z Moniką i w ten sposób poznaliśmy się także prywatnie.
- Domyślam się, że teraz ma Pan wyłączność na repertuar Moniki Borys?
- Zachęcam Monikę do współpracy z innymi kompozytorami, ale póki co śpiewa moje utwory i czyni to z powodzeniem, zajmując czołowe miejsca na listach przebojów PR.
- To Pan kształtuje Jej styl wykonawczy?
- Nie jest tajemnicą, że każdy kompozytor i aranżer siłą rzeczy narzuca piosenkarzowi pewien styl, który związany jest z charakterem jego twórczości. Tym bardziej, jest to niezbędne w przypadku osób zaczynających karierę piosenkarską. Jeżeli chodzi o mnie, staram się komponować pod osobowość danego wykonawcy.
- Śpiewająca żona, komponujący mąż, to świetny mariaż. Kto lepiej na tym wychodzi?
- Trudno mi wdawać się w takie kalkulacje, bo nie one były założeniem naszego związku. O fakcie, że zostaliśmy małżeństwem zdecydowały zupełnie inne czynniki, głównie te, że czuliśmy się sobie potrzebni zupełnie prywatnie.
- Czy wystarcza Panu czasu na komponowanie dla innych piosenkarzy?
- Obecnie udało mi się napisać po jednej piosence dla Haliny Frąckowiak i Felicjana Andrzejczaka. Najchętniej piszę dla tych wykonawców, których lubię prywatnie i z którymi najłatwiej się porozumiewam. Ważna jest osobowość i rodzaj głosu.
- Dla kogo chciałby Pan napisać piosenkę?
- Dla Whitney Houston i George Michaela, ale to są marzenia.
- Co dalej z karierą córki Natalii? Zdobyła ogólnopolską popularność i ludzie nadal chcą słuchać piosenek w jej wykonaniu.
- Wszystko stało się nijako z rozpędu, bowiem kolejnych nagrań dokonywałem z Natalią na prośbę radiosłuchaczy względnie zainteresowanych firm fonograficznych: Polskich Nagrań lub Savitoru. Ani się obejrzeliśmy jak nakład płyt Natalii przekroczył milion egzemplarzy, co w naszych warunkach z pewnością jest znaczącym rekordem. Obecnie Natalia mając 13 lat jest posiadaczką dwóch Złotych Płyt.
- Podobno był Pan przeciwny aby z dziecka robić gwiazdę?
- Owszem i nadal jestem, bo moim zdaniem dziecko powinno być przede wszystkim dzieckiem. Kiedy będzie dorosła sama zdecyduje kim będzie. Jeżeli zostanie gwiazdą nie będę miał nic przeciwko temu.
- Ktoś upierał się w prasie, że jest odwrotnie i zarzucał Panu "tresurę" córki?
- Bzdura. Wszystko czego dokonaliśmy razem związane jest jedynie z przyjemnością zabawy w piosenkę i piosenkarstwo. Stąd może właśnie te sukcesy. Tym, którzy widzieli we mnie jedynie tresera chciałbym uświadomić, że wszystkie nagranie dokonane na przestrzeni trzech lat zabrały nie więcej niż 30 godzin efektywnej pracy. Jestem przekonany, że wszystkie dzieci, które zajmują się na przykład gimnastyką artystyczną, baletem, uczęszczają do szkół muzycznych lub są członkami dziecięcych zespołów pieśni i tańca pracują więcej i ciężej.
- Jak porozumiewa się Natalia z Moniką?
- Tak jak koleżanka z koleżanką. W każdym razie nie traktuje Moniki jak macochy.
- Jak miewa się syn?
- Świetnie i w ciągu 6 tygodni przybył na wadze ok. 1,5 kilograma. Jestem z niego bardzo dumny.
- Będzie Pan kierownikiem muzycznym tegorocznego FPP w Opolu. Co należy do kompetencji kogoś takiego?
Szef muzyczny festiwalu musi dokonać wyboru repertuaru wykonawców, współpracować z orkiestrą, mieć nadzór muzyczny w czasie prób i kontrolować prawidłowość ich przebiegu. Musi współpracować przy przygotowaniu właściwego nagłośnienia amfiteatru. Poza tym trzeba wyszukać aranżerów dla tych utworów, które nie mają jeszcze oprawy orkiestrowej.
- To duża odpowiedzialność. Wziął ją Pan na siebie bez oporów?
- Wziąłem z oporami, bo zdaję sobie sprawę z tego, że teraz istnieje coś takiego jak kryzys festiwali. Być może, że festiwale trochę spowszechniały, a być może pojawia się zbyt mało dobrych piosenek i nowych utalentowanych twórców i wykonawców. Ale te sprawy nie zależą od realizatorów.
- Jak wysoko sięgają Pana ambicje?
- Chciałbym pisać coraz więcej i coraz lepiej, bo sprawia mi to prawdziwą satysfakcję zawodową.
- Z natury jest Pan optymistą?
- Jestem i zawsze byłem, pomaga mi to żyć, dlatego bez względu na to czy jest dobrze czy źle, staram się śmiać... jak najczęściej.
- Hobby?
- Chętnie pływam i gram w tenisa. Bardzo lubię kino, pasjonują mnie podróże.
- Ta najlepsza?
- Do Stanów Zjednoczonych i Kanady.
VIVA - cały ten świat. Relacja z 30 ur. Naty
Krystyna Pytlakowska: Wysłałaś znajomym sms-y, żeby przyszli Cię pocieszyć, bo kończysz 30 lat. Jakie były odpowiedzi?
Natalia Kukulska: Zabawne, pocieszające. „Nie martw się, po trzydziestce ustępują ci miejsca w tramwaju, przeprowadzają przez jezdnię”. „Życie kobiety zaczyna się po trzydziestce”. „Staruszko moja miła, nic nie może przecież wiecznie trwać...” „Współczuję, choć zapewniam, że im dalej, tym lepiej”, „Wpadnę na żałobną lufę” i tak dalej.
Trzydziestka tak bardzo Cię martwi?
Nie, wręcz przeciwnie – to pretekst do świętowania. Jestem szczęściarą, bo udało mi się zbudować taki świat wokół siebie, o jakim marzyłam. Mam wspaniałego męża i dwójkę cudownych dzieci, i muzykę, która przenosi mnie w inny wymiar, a zarazem pozwala na dostatnie życie. Wyrobiłam się, zdążyłam, nie rozdrobniłam. Nie przywiązuję specjalnej wagi do dat, ale teraz to dobra okazja, by spojrzeć na swoje życie, zobaczyć, co można zmienić, a co się już ma.
– Zaczynasz nowy etap w życiu?
Tak to czuję. Nawet Jaga Hupało, która jest wnikliwą obserwatorką, czesząc mnie na urodzinową imprezę, powiedziała: „Widzę po tobie, że wjechałaś na właściwe tory”. Pewne ambicje już mi minęły, co nie znaczy, że teraz mam zamiar tylko odcinać kupony. Mam większy spokój w sobie. Wcześniej ciągle była jakaś niepewność... Zwłaszcza ostatnio, gdy walczyliśmy o życie mojego taty. Te urodziny mogły się w ogóle nie odbyć...
– A teraz możesz świętować podwójnie.
Tak, świętuję, bo mojemu tacie darowano życie jeszcze raz. A ja przez to, co przeżyłam, jestem silniejsza, mądrzejsza.
– Gdy się myśli o tym, że można stracić tak bliskiego człowieka, nabieramy woli walki?
Tak, nic innego się nie liczyło. Byłam w stanie zrobić wszystko, by mu pomóc, ale pewne rzeczy nie zależały już ode mnie. Przeżyłam koszmar. Jesteśmy tak bardzo ze sobą związani. Pożegnanie przed operacją było czymś strasznym. Ale robił ją profesor Andrzej Bochenek w katowickiej Klinice Kardiochirurgii. A to wielkiej renomy kardiochirurg. Uratował wielu ludzi. Gdyby się nie podjął wstawienia bypassów mojemu tacie, to brzmiałoby jak wyrok śmierci. Bo tata w ogóle był w złym stanie, ma chore nerki, od roku jest dializowany. Więc to wszystko nie wydawało się proste. Ale profesor podjął się, a jego klinika jest na światowym poziomie. Stworzył zespół świetnych lekarzy, którzy są także bardzo serdeczni. Na dwa tygodnie przed przyjęciem mojego ojca pojawił się tam najnowocześniejszy tomograf komputerowy – drugi taki jest tylko w Japonii. Czułam więc jakąś pomocną dłoń z góry. Najtrudniej jednak było nie dać poznać po sobie, że tak się boję. Udawałam świetny humor, na dzień przed operacją opowiadaliśmy sobie anegdoty. Ale przed zabraniem go na salę już nie miałam siły udawać, płakałam.
– Teraz też masz łzy w oczach.
Teraz to płaczę ze szczęścia. Najbardziej tata mnie rozzłościł, kiedy jeszcze przed wyjazdem do Katowic chciał porozmawiać ze mną o testamencie. Ochrzaniłam go, mimo że ma chore serce. Powiedziałam, że na złość jemu pierwsze, o co go zapytam po operacji, to gdzie trzyma pieniądze.
– Boimy się rozmawiać o ostateczności, żeby nie zapeszyć? A może trzeba właśnie o tym rozmawiać?
Może trzeba, lecz nie w ostatniej chwili. Mówię: „Tato, miałeś tysiąc okazji, żeby mnie wziąć na spacer do lasu i powiedzieć, pod którym drzewem zakopałeś majątek. A tak znalazłeś najtrudniejszy moment do takiej rozmowy”. Ale najgorsze było to, że odkąd padło hasło „operacja”, zobaczyłam w jego oczach rezygnację. Ten smutek. Sms-y, które mi przysłał w nocy przed zabiegiem, zachowam na zawsze.
– A kiedy już było wiadomo, że się udało?
Siedzieliśmy w szpitalnym pokoju z Misiem – moim mężem i Moniką – wspaniałą kobietą taty. Patrzyliśmy na drzwi ze strachem i nadzieją. No i weszła pani sekretarka, z lekkim uśmiechem mówiąc: „To jeszcze trwa, ale wszystko przebiega dobrze, profesor Bochenek już kończy i prosi, żebyście za godzinę stawili się w jego gabinecie”. Stawiliśmy się, a on zaproponował nam, że pokaże przez kamerę na monitorze przebieg końcówki operacji. Przeraziłam się. Lecz Monika, zawodowa pielęgniarka, krzyknęła: „Chcę, oczywiście!” No i zobaczyłam je: czerwone, bijące. Teraz śmieję się: „Tato, znam cię od środka”.
– Dostałaś najpiękniejszy urodzinowy prezent. Możesz się cieszyć bezchmurnie. I przyjrzeć się sobie?
Cały czas się gdzieś tam oglądam. Wszystkie moje wystąpienia publiczne to nieustanna weryfikacja, formułowanie swoich myśli, poznawanie siebie. Szarpałam się, cały czas się tyle działo. To, co wydarzyło się ostatnio, było dla mnie zatrzymaniem w biegu. A to zatrzymanie z kolei dało mi dużo spokoju, powietrza. Wydoroślałam w sekundę po prostu.
– Nie miałaś łatwego życia. Śmierć matki, niedobre relacje z macochą.
Związek taty z mamą mojego brata Piotrusia był chyba jednym z najtrudniejszych etapów w moim życiu. Nigdy jednak nie dałam się sprowokować i teraz też nie opowiem szczegółów. W każdym razie zaraz po maturze postanowiłam się wyprowadzić z domu, by móc żyć normalnie. Tata bardzo to przeżył. On w ogóle jest bardzo dobry, ugodowy. Nawet lekarze powiedzieli, że ma wielkie serce, dosłownie.
– No tak, wszyscy się muszą w nim zmieścić: Ty, Piotr, Michał, Monika.
I wnuczęta. Tata tak bardzo kocha Anię i Jasia.
– Gdy myślisz o swoim życiu...
Najbardziej się cieszę, że nie zgłupiałam, nie roztrwoniłam wszystkiego, co miałam, nie wpadłam w narkotyki, alkohol.
– Żądzę uciech, kupowanie coraz to nowych samochodów, przechodzenie z łóżka do łóżka?
Dokładnie. Życie na pokaz, szastanie pieniędzmi bez sensu. Nigdy nie oszczędzałam – pieniądze są po to, by je wydawać. Ale mam moralne opory, gdy mam wydać jednorazowo tyle, ile ludzie zarabiają przez cały miesiąc. Zmierzam jednak do tego, że tak naprawdę 10 lat temu – w okresie mojego największego sukcesu – nie zmieniłam się, nie dostałam zawrotu głowy. Poznałam Michała, w którym zobaczyłam kogoś, z kim pragnę mieć dzieci. Znam ludzi, którzy zostali w tamtym miejscu, nie mają rodzin, ich życie to chaos. I żal mi ich trochę. Bo my poszliśmy dalej. Nie żyjemy dla siebie, choć mamy swój świat. Cudownych przyjaciół, sąsiadów, z którymi się często spotykamy. Nie kręci nas życie salonowe. Ciężko pracujemy i jak już jesteśmy w domu, to marzymy, żeby wieczór spędzić na luzie. Nieraz zbieramy się, żeby gdzieś wyjść, ale wystarczy, że popatrzymy sobie w oczy: w domku jest tak cudownie, przy kominku, z lampką wina. I zostajemy.
– Kiedy wychodziłaś za Michała, spekulowano, że długo ze sobą nie wytrzymacie.
Ale my nie mamy trudnych charakterów. W tym jesteśmy do siebie podobni: chcemy tego samego – dobra naszej rodziny. Czasami Michał dzwoni z trasy, że już nie może wytrzymać, że już chce przytulić dzieci, że tęsknota aż boli. A ostatnio często wyjeżdża, bo gra z różnymi wykonawcami.
– Miłość zmienia się podobno po siedmiu latach?
Jesteśmy razem już prawie siedem lat, chociaż trudno mi w to uwierzyć. To inny rodzaj kochania, inny rodzaj partnerstwa, ale w nas ciągłe jest iskra. Cały czas. To niesamowite. Nasza codzienność jest piękna w swojej zwykłości i nie brakuje uniesień.
– Masz talent do właściwych wyborów?
Mam chyba dobrą intuicję. Jestem uparta i mało reformowalna. Bo ja mam wizję – płyt, siebie na scenie, wizję swojego życia. Jak wiem, że mam rację, to trudno mnie do czegoś przekonać.
– Może właśnie trzydziestka daje taki dystans, pewność siebie?
Pewna siebie nie jestem, ale zaakceptowałam siebie wreszcie. Jestem sobą. Chętnie patrzę ludziom w twarz, poznaję ich i siebie też daję poznać. Jestem spontaniczna, reaguję na to, co się dzieje na żywo i uwielbiam wszystko to, co niezaplanowane. Uwielbiam koncertować i to uczucie, że na żywo wszystko może się stać. Znasz historię, gdy jako dziecko przewróciłam się na scenie? I dalej śpiewałam, tylko zaczęłam machać nogami. Wszyscy myśleli, że to taka choreografia. Muzyka daje mi tyle przyjemności i wolność. To przejście do innego wymiaru – opowiadasz coś emocjami, dźwiękami, tysiącami barw. Często po koncercie jeszcze dalej się wydzieramy w garderobie z Anią i Łukaszem – moimi przyjaciółmi, którzy śpiewają w chórku. Jak dzieci.
– Śmiechem rozładowujesz napięcia? Bo nie wierzę, że ich nie masz.
Kocham się śmiać. Cały czas szukamy abstrakcji i nowych bodźców do śmiechu. Teksty kabaretu Mumio weszły w obieg w moim środowisku. Jestem ich fanką. Bez poczucia humoru nie dałabym rady. Jestem aferzystką, histeryczką.
– Tylko się nie oczerniaj.
Naprawdę jestem panikarą. Nawet niedawno, przed imprezą, wyszłam spod prysznica i zaczęłam płakać: „Michał, to się w ogóle nie uda, wszystko jest nie tak”. Po prostu muszę każdą wątpliwość wydrapać paznokciami, inaczej jestem niespokojna.
– Nie jesteś łatwą partnerką.
Ale tylko w dobrej wierze. Moim celem nie jest wprowadzanie fermentu, tylko dochodzenie do porozumienia. A innej drogi tu nie ma, jak tylko wnikliwa rozmowa i sformułowanie swoich przemyśleń wprost, aż do bólu.
– Ważne, żeby partner słuchał.
Michał słucha.
– A kto nie słucha? Babcia?
Babcia rządzi. Jest w znakomitej kondycji. Chciałabym taką mieć, będąc w jej wieku.
– Natalia, masz o coś do siebie żal, podsumowując te 30 lat?
Pierwsza pomidorowa niezbyt mi wyszła. A poważnie, składam się ze swoich błędów i pomyłek. One mnie uformowały.
– Dużo ich było?
Kilka zawodowych na pewno. Ale mogę z czystym sumieniem spojrzeć na siebie w lustrze, bo wszystko, co robiłam, było szczere. Odmówiłam na przykład wydania w Niemczech płyty, bo wymagano ode mnie zmiany repertuaru o 180 stopni. Odmówiłam udziału w konkursie Eurowizji, bo zaproponowano mi okropną piosenkę, której nawet bym w domu dziecku nie zaśpiewała. Nie zaśpiewałam piosenki do znanego filmu, bo w tym czasie nagrywałam swoją solową płytę. Potrafiłam odmawiać i wybierać, bo zawsze dbałam o poziom i nie chciałam chałturzyć.
– Myślisz, że te odmowy mogły mieć wpływ na Twoją pozycje zawodową?
Zastanawiam się właśnie. Ktoś ostatnio powiedział: „Natalia, nigdzie ciebie nie ma”.
– A gdzie masz być?
No właśnie, gdzie? Odmawiam ostatnio wywiadów i sesji zdjęciowych, bo czekam na płytę. To ona ma być pretekstem do rozmowy. Ja bym chciała być tam, gdzie rzeczywiście mnie nie ma, czyli w radiu. Nie mogę zrozumieć, czemu główne stacje radiowe mnie ignorują. Miałam moment zwątpienia w siebie: może jestem kiepska? Wyjechałam wtedy do Stanów.
– Ze strachu?
Po inspiracje. Przestraszyłam się, że za bardzo zaczęłam zastanawiać się nad oczekiwaniami innych. Postanowiłam więc się zregenerować, nabrać świeżości. No i potem zaczęłam inaczej śpiewać. Przeszłam kryzys. Teraz jestem zahartowana, bardzo otwarta, cieszy mnie to, co robię. Mam swoją publiczność i satysfakcję.
– A w życiu prywatnym? Wszystkie dzieci w domu?
Tak. Chociaż trudno mi wyobrazić sobie, że już nigdy nie będę mieć dzidziusia, który ma takie małe stópki. A zaraz z tych stópek zrobi się cała stopa.
– Mając 30 lat zamykasz okres wahań, trudności, z dorobkiem pięciu płyt solowych, mężem i dwójką dzieci...
Z 82-letnią kochaną babcią, tatą, który może już pokonał swoje zdrowotne problemy, z teściami, w których mam wsparcie. Teraz czuję, że mam wszystko poukładane, a przede mną jest biała karta, którą zapiszę, jak chcę.
– Fantastyczne uczucie?
Fantastyczne. Tylko najtrudniej jest zacząć. Kiedy już położę spać Anię i Jasia, jestem wykończona. Zwłaszcza jak nie ma Michała, a ja jestem sama z Anią na jednym boku, z Jasiem przy drugim, marudzącym: „Mamo, zrób kakao, zrób naleśniczki”. Od rana zasuwam, robię zakupy, gotuję.
– Nie żyjesz więc jak gwiazda?
Ja bym chciała chociaż tydzień tak pożyć, ale nawet nie umiem. Teraz wyjeżdżamy z Michałem i dzieci będziemy trochę „sprzedawać” dziadkom.
– Czujesz w swoim życiu ciągłość?
Czuję. I jakoś ogarniam to życie. Daję sobie radę. Potrzebuję tylko więcej chwil dla siebie, bo mało robię dla siebie. Trochę żałuję, że odmówiłam udziału w „Tańcu z gwiazdami”. Korciło mnie, bo lubię uczyć się czegoś nowego, wyzwania. A taniec wyzwala endorfinę (hormon szczęścia – red.). Ale wtedy była operacja taty. Oni już zaczynali próby, a ja walczyłam z tatą o życie. No i pomyślałam wtedy też sobie, że popularność wynikająca z takiego programu nie jest mi do niczego potrzebna. Chcę się skupić na nowej płycie, a dzieci i tak dają mi nieźle popalić. Gdy kładę je spać i padam już na twarz, czuję satysfakcję, że dałam im coś z siebie. Gdy wykąpane, nakarmione śpią, robię sobie herbatę i przez 15 minut siedzę bez ruchu. I mam wtedy niesamowite uczucie szczęścia.
– Że wykonałaś plan?
Na pierwszych 30 lat życia – tak.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stokroteczka12
Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 778
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelenia Góra
|
Wysłany: Wto 13:48, 23 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
I ostatni artykuł
Wiem, że teraz mogę wszystko
Ma sławę, kochającą rodzinę, spokojny dom i dorobek, którego nie powstydziłaby się gwiazda z o wiele dłuższym stażem. Jest kobietą spełnioną. Ale dla Natalii Kukulskiej to dopiero początek. – Czuję, że mogłabym góry przenosić – mówi.
Bez wahania zgodziła się pani pomóc nam ratować wzrok 9-letniego Mateusza, a także innych niewidomych dzieci.
– Zawsze mam wielką satysfakcję, gdy mogę swoją osobą wesprzeć jakiś szczytny cel. Jest to dla mnie niewyobrażalna tragedia – stracić wzrok czy słuch, zwłaszcza będąc dzieckiem, poznającym dopiero świat. Pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie film biograficzny „Ray” o Rayu Charlesie, który w dzieciństwie stracił wzrok, jak zmagał się z tą ułomnością.
Pani też w dzieciństwie miała kłopoty ze wzrokiem...
– To zupełnie nieporównywalne! Ja widziałam, tylko już jako dziecko musiałam nosić dość silne szkła korygujące wzrok. Ale miałam okazję poznać osoby niewidzące. Zwykle u takich ludzi wyostrzają się inne zmysły, są oni bardzo wrażliwi, uczuciowi i zdolni. Dostaję czasem listy od osób niepełnosprawnych, także niewidomych, i wiem, jak wszystko odbierają emocjami. Moją fanką od lat jest Kinga z Gdyni. Choć jeździ na wózku inwalidzkim i boryka się z tysiącem problemów z tym związanych, prowadzi mój fanklub Soul i jest pełna pozytywnych emocji. Zawsze gdy mam w Trójmieście koncert, jest na nim obecna. Ludzie pokrzywdzeni przez los powinni mieć równe szanse i perspektywy na lepsze życie. Wkrótce będę też brać udział w akcji Konwój Muszkieterów – wspomagania najuboższych i potrzebujących dzieci. Z tej okazji zostanie wydana specjalna płyta z kilkoma moimi piosenkami w nowych wersjach. Dochód z jej sprzedaży wesprze domy dziecka, które będę później odwiedzać.
Udziela się pani wakcjach charytatywnych, a jednocześnie dwukrotnie odmówiła pani udziału w telewizyjnym hicie „Taniec z gwiazdami”, który z gwiazd czyni megagwiazdy...
– Cóż, kieruję się swoimi prawdziwymi potrzebami i odczuciami. A hierarchię mam taką, że na pierwszym miejscu jest rodzina, na drugim muzyka, a wszystko inne jest daleko w tyle. Wprawdzie lubię próbować nowych rzeczy związanych z moim zawodem, np. aktorstwa, jak w musicalu „Miss Saigon”, taniec też mnie kręci i byłby wyzwaniem, jednak muszę postawić na priorytety, bo nie starczy mi na wszystko czasu. Teraz przygotowuję nową płytę, a taniec i tak mam niezły z moimi dziećmi...
Jakie one są?
– Cudowne! Jasio ma 6 lat, jest bardzo dociekliwy i zadaje tysiące mądrych pytań. Coraz częściej, by na nie odpowiedzieć, sięgamy z Michałem po encyklopedię (śmiech). Ania ma rok i dwa miesiące i wygląda jak mały amorek z obrazka. Ale moje macierzyństwo to nie są same łatwe chwile. Choć dzieci są na ogół grzeczne, to nieraz nieźle dają mi w kość. Staram się nie dać im odczuć, że jestem zdenerwowana, gdy spada na mnie za dużo. A spada często. W domu robię wszystko – gotuję, sprzątam. Gdy się jest w takim młynie, trzeba umieć znaleźć w sobie równowagę wewnętrzną.
I pani ją znajduje?
– A skąd! Ale cały czas się staram. Na szczęście dawno pogodziłam się z tym, że nie da się być idealnym.
Kiedy ma pani chwile dla siebie?
– Łapiemy je z mężem późnym wieczorem, kiedy dzieci już pójdą spać. Wtedy nareszcie możemy spokojnie usiąść w ogrodzie z lampką wina. Ale prawdę mówiąc, najwięcej wolnych chwil mam w podróży, kiedy jadę na koncert. Wówczas wyciszam się, mogę pozbierać myśli.
I o czym pani wtedy myśli?
– Porządkuję się wewnętrznie. Myślę, co poszło dobrze, a co mi w chaosie dnia umknęło. Planuję sobie, nadrabiam zaległości telefoniczne, słucham muzyki.
Dużo pani koncertuje, ale fani czekają na pani nową płytę.
– Rzeczywiście, minęły trzy lata od mojej ostatniej solowej płyty. Po drodze, w 2005 roku, pojawił się album specjalny poświęcony pamięci mojej mamy „Po tamtej stronie” – płyta bardzo osobista, kosztowała mnie wiele emocji. To był magiczny czas – na świat miała przyjść moja córeczka. Ale teraz już nie mogę się doczekać, kiedy wejdę do studia. Płyta powinna się ukazać w przyszłym roku.
Jaka ona będzie?
– Bogatsza o moje nowe przeżycia, bo jestem w innym momencie niż kilka lat temu. Za to od strony muzycznej chciałabym, by była bardzo przejrzysta i oszczędna, jeśli chodzi o środki aranżacyjne. By nie było natłoku dźwięków. To nieproste, bo łatwiej jest dodawać niż świadomie rezygnować. Cały czas się uczę. W marcu skończyłam 30 lat i sprowokowało mnie to do pewnych podsumowań. Moje dotychczasowe życie było bardzo bogate. Nagrałam 5 solowych płyt i kilka projektów specjalnych, zagrałam mnóstwo koncertów, śpiewałam w duetach z niezwykłymi artystami. Życie osobiste zaowocowało cudowną rodziną: mam wspaniałego męża i dwójkę dzieci. Czuję się spełniona. Ale jednocześnie czuję, że to dopiero początek. Bagaż tych lat sprawia, że wiem, czego chcę, i wiem, że mam skrzydła, by jeszcze dalej pofrunąć.
O czym może marzyć kobieta spełniona?
– Wciąż marzę, ale nie są to już marzenia nastolatki. Biorę swoje życie w garść i nie boję się. Cokolwiek się zdarzy, ja dotknęłam już nieba. Teraz mam takie poczucie, że mogę wiele. Ale też i do szczęścia nie jest mi już tak wiele potrzeba. Chciałabym tylko, by wszyscy moi bliscy byli zdrowi.
Ma pani pewnie szczególnie na myśli ojca. Co jego choroba zmieniła w pani życiu?
– Świat stanął w miejscu. Nic się nie liczyło, bo choroba była dla taty śmiertelnym zagrożeniem. Na szczęście trafił w ręce genialnego kardiochirurga, prof. Andrzeja Bochenka. W tych trudnych chwilach byliśmy bardzo blisko siebie. To był najgorszy czas w moim życiu. Tata, choć wygląda teraz świetnie, wciąż zmaga się z chorobą. We wrześniu czeka go kolejna trudna operacja.
Takie przeżycia potrafią przewrócić życie do góry nogami, przewartościować.
– To prawda. Mnie nauczyły jednego – warto cieszyć się chwilą tu i teraz, umieć dostrzegać i doceniać to, co daje los. I, jak to ktoś już wcześniej ładnie powiedział, żyć tak, jakby to miał być ostatni dzień życia. Nawet jeśli to byłby dzień zasłużonego lenistwa.
Czy jest coś, czego pani żałuje?
– Los postawił mnie w takim miejscu, że od dziecka byłam na świeczniku. Nawet moje dojrzewanie, popełnianie błędów działo się na oczach wszystkich, było nieustannie komentowane. A przecież każdy człowiek powinien mieć szanse „zabłądzić w szuwarach”, dostać baty, popełniać błędy, by móc je naprawić. Ja cała składam się z radości, której doświadczyłam, i bólu, który przeszłam. Gdyby zabrakło tego w moim życiu, byłabym uboższa, mniej silna. Byłabym innym człowiekiem. Nie będę więc żałować.
Rozmawiała Urszula Zubczyńska
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kasia
Gość
|
Wysłany: Wto 14:12, 23 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
dzięki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Justyna87
Dołączył: 10 Cze 2008
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pokoju :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:23, 01 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
________
Źródło: "Rewia"(1.10.08r.)
(Dzisiaj ją kupiłam)
Ostatnio zmieniony przez Justyna87 dnia Czw 17:26, 02 Paź 2008, w całości zmieniany 15 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mania
Dołączył: 20 Mar 2008
Posty: 390
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Goświnowice/Nysa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:13, 02 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Justynko szkoda,że nie można przeczytać tego artykułu
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Justyna87
Dołączył: 10 Cze 2008
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pokoju :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:16, 02 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
mania napisał: | Justynko szkoda,że nie można przeczytać tego artykułu |
Mam nadzieję, że teraz uda się odczytać
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|